Oczywiście są też trudności, np. z zawianymi śniegiem drogami ale latem o nich nie myślę.
Lato na wsi ma tyle uroku, tyle barw i zapachów. A łąka i las to wielkie bogactwo darów, które można wykorzystać w kuchni...
Uwielbiam latem zupę szczawiową.
Oczywiście szczaw zbieram sama i nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Gdy byłam dzieckiem jeździliśmy rowerami z bratem i z mamą, na wały nad rzeką Pilicą. Tam szczaw był najlepszy i rosło go najwięcej. Gdy się do tych zbiorów starannie zabraliśmy i koszyki szybko zapełniły się zielonymi, kwaśnymi listkami, to w nagrodę mama pozwalała nam ochłodzić się w rzece. Jaka to była frajda!
W drodze do domu wiatr wysuszył nam włosy i po powrocie zabieraliśmy się do mycia szczawiu, suszenia i "mielenia" listków w maszynce do mięsa... Babcia mówiła, że "idziemy na łatwiznę" bo ona szczaw siekała tasakiem...
Ciekawe, co by powiedziała Kochana Babcia dziś, gdyby żyła i zobaczyła, że ja 2-3 garście liści (czyli porcję na jedną zupę) siekam w 10 sekund?
Tak właśnie ułatwia mi pracę w kuchni mój wspaniały pomocnik -Thermomix.
Posiekany szczaw wkładam do pojemniczków i zamrażam.
Moja babcia i mama ubijały go warstwami w małych słoiczkach przesypując solą, która go konserwowała.
Szczaw babci i mamy ciemniał, mój zachowuje piękny zielony kolor.
Jesienią lub zimą zupa szczawiowa smakuje wyjątkowo i przywołuje wspomnienia pachnącej latem łąki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz